www.anowi.fora.pl
FAQ
Szukaj
Rejestracja
Profil
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum www.anowi.fora.pl Strona Główna
->
Codziennik
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Kontakt
----------------
Regulamin
Informacje
SATYRA POLITYCZNA
Powitania i życzenia
----------------
Witajcie!
Polityka
----------------
Polityka w tle
Przegląd prasy
Szkiełko
W Tyle Wizji
Pogaduchy na każdy temat
----------------
Codziennik
Wątek filozoficzny
Ciekawostki znalezione w necie
Bawmy się
----------------
Kawały
Strefa śmiechu
Zagadki, zabawy i iluzje
Sztuka i poezja
----------------
Malarstwo, rzeźba, ...
Wiersze
Nasze wiersze i wierszyki
Archiwalne wątki
Co w trawie piszczy
----------------
Świat wokól nas
Starocie
----------------
trochę historii
Sport
----------------
Ciekawostki sportowe
Hobby
----------------
Muzyka
Książka
Film
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Mateusz
Wysłany: Śro 0:17, 26 Lis 2008
Temat postu:
DAK napisał:
Wiem, wiem Mateuszku. Przecież jak się rozplenią w piwnicy, to w imieniu wszystkich mieszkańców bloku wołam ekipę od deratyzacji.
Raz nawet brałam z kolegą udział w łapaniu szczura w kuchni, bo sobie za lodówką ulubił miejsce wypadowe do restauracji.
I wiem, że tak trzeba, a moja postawa, by ktoś to zrobił nie moimi rękoma to zwykła hipokryzja. W końcu jakieś wady trzeba mieć.
JAKBY WSZYSCY MIELI TAKIE WADY TO SWIAT BYLBY PIEKNY ;-)
DAK
Wysłany: Wto 12:01, 25 Lis 2008
Temat postu:
Wiem, wiem Mateuszku. Przecież jak się rozplenią w piwnicy, to w imieniu wszystkich mieszkańców bloku wołam ekipę od deratyzacji.
Raz nawet brałam z kolegą udział w łapaniu szczura w kuchni, bo sobie za lodówką ulubił miejsce wypadowe do restauracji.
I wiem, że tak trzeba, a moja postawa, by ktoś to zrobił nie moimi rękoma to zwykła hipokryzja. W końcu jakieś wady trzeba mieć.
Mateusz
Wysłany: Wto 2:52, 25 Lis 2008
Temat postu:
a ja z natury nie czuje sie komfortowo jesli poloze do szafki torbe ryzu i ten maly skubaniec przegryzie worek i wpierdziela moj ryz. Oki doki moge sie podzielic ;-) ale nigdy nie wiesz gdzie ta mysza lazila i jakie chorobsko moze przywlec. Nie mam nic do myszy ale uwazam ze to nie jest higieniczne- jesli w domu byloby dziecko nie chcialbym zeby bawilo sie na tej podlodze gdzie ona robi kupki i siuski. Mimo, ze recznie ja myje to przeciez zawsze gdzies ona narobi w miejscach trudno dostepnych- za meblami , kuchenka. Lubie miec wszystko czysciutkie i skoro lubie dbam o to.Skubana wlazla nawet do buta i tam narobila. Moze i jestem tyranem ale nie wyobrazam sobie zycia pod jednym dachem z dzikim lokatorem, rodzaju mysiego.
Dakuniu dla mnie nie ma roznicy czy to szczur czy mysz. Nie mow, ze do szczorow tez nie mialabys sumienia zamienic sie w kata. Kiedys taki jeden szczurek prawie zagryzl kota mojej babci. Kotka- byla sparalizowana na tylne lapki (po wypadku samochodowym)ale babcia nie miala serca jej uspac bo ja bardzo kochala i byla do niej pzywiazana. Szczur wlasnie wyryzl jej mieso w tylnych lapkach a kicia nawet nie mogla uciec...
Nawet Nola jest alergiczka i wszystko w domu musimy utrzymywac sterylnie- zeby nic sie nie przywloklo. Nigdy nie wiesz skad ta mysza przylazla. Nie lubie myszy i tyle.
DAK
Wysłany: Pon 10:05, 24 Lis 2008
Temat postu:
To jest dopiero tyrania - za załatwianie potrzeb fizjologicznych nie w jednym miejscu, kara śmierci
Wiosną, gdy byłam w Amsterdamie, to tam było wiele takich stworzeń, ale ja im realizowałam wyrok - wygnanie
Owszem, przyznaję, że czasem, gdy wyganiałam jednym oknem, to skazany na moich oczach popełniał recydywę, przekraczając granicę drugim oknem. Ale nie miałabym sumienia zamienić się w kata.
Nola
Wysłany: Pon 2:17, 24 Lis 2008
Temat postu:
jednak trzeba bylo jej w tym pomoc:)
Mateusz
Wysłany: Czw 22:44, 20 Lis 2008
Temat postu:
jakby kulturalnie robla kupki w jedno miejsce to moze zostac:) a ze nie jest cywilizowana - to albo sobie sama niech pojdzie albo trzeba bedzie jej pomoc:)
acomitam
Wysłany: Czw 17:53, 20 Lis 2008
Temat postu:
A po co chcesz ją łapać, Nolciu? Co Ci ona przeszkadza?
Nola
Wysłany: Czw 3:52, 20 Lis 2008
Temat postu:
chyba mamy myszke:( na co ja najlepij zlapac?ser zolty?
Gość
Wysłany: Pon 23:10, 17 Lis 2008
Temat postu:
To prawda
. Wspaniałe to były czasy. W moim życiu chyba najpiękniejsze...
Z sympatii naszej koleżanki Basi, do kolegi o pseudo Zdzicho (na imię ma inaczej) nic nie wyszło
. On okazał się... nie wiem, czy "materialista" to właściwe określenie? 0,5 roku później ożenił się z świeżo pielęgniarką z obcego kraju. Chyba są szczęśliwym małżeństwem... Szybko zrobił karierę. Od ok. 20 lat jest profesorem... Czasem bywa na naszej rodzimej uczelni z wykładami. Jeśli przypadkiem się spotkamy, wita mnie bardzo serdecznie...
Basia, z pochodzenia bydgoszczanka, wbrew wcześniejszym zamiarom dokończyła studia w Bydgoszczy (tam wówczas była fila mojej uczelni - można tam było studiować druga połowę naszych 6-letnich studiów), teraz jest to niezależna uczelnia. Ma ona za sobą bardzo krótkie nieudane małżeństwo i syna- owoc pożycia małżeńskiego... "Zdzichu" ma 5-ro dzieci (sam też pochodził z wielodzietnej rodziny - lekarsko-inżynierskiej).
Na 25-leciu ukończenia studiów Basia i "Zdzichu" rozmawiali normalnie, jak koleżanka z kolegą.
Ale sądzę, że to miłość do "Zdzicha" i jego wobec niej podłość, zrujnowały jej życie. Basia jest smutna... To nie jest nasza dawna Basia, koleżanka z trzech pierwszych lat...
Gość
Wysłany: Pon 22:03, 17 Lis 2008
Temat postu:
Kszzzzuniu
jak mogłam przeoczyć taką fantastyczną opowieść. Przezabawna i taka typowa dla igraszek młodzieży z tamtych (czytaj: naszych) lat
Mateusz
Wysłany: Pon 17:28, 17 Lis 2008
Temat postu:
chyba bedzie sroga zima bo myszy pchaja sie strasznie do mieszkan..heh
Mateusz
Wysłany: Pon 18:14, 20 Paź 2008
Temat postu:
kszuniu czyta sie to jednym tchem, piekne wspomnienia, piekne!!
Gość
Wysłany: Pon 15:07, 20 Paź 2008
Temat postu:
Ja osobiście lubię myszki, są malutkie i takie bezbronne, jedyna ich siła jest w łapkach, kiedy trzeba uciekać.
Nie zabijam żadnych zwierząt poza komarami i muchami. Raz musiałam zabić osę i bardzo to przeżyłam, kiedy Dajmon na nią polował, bałam się, zeby go nie użądliła, jak kiedyś Onejrosa, który potem bardzo płakał, a mi go było badzo żal. Do tego ja sama jestem uczulona na jad osy i bałam się żeby półżywa nie została w moim łóżku i potem nie poczęstowała mnie jadem... Wtedy nie miałam wyjścia, działałam szybko, normalnie osy wypuszczam przez okno. Uratowałam latem życie motylowi, którego chciał złowić Onejros.
Mama Onejrosa, Lili poluje na myszki. Od 2 dni szukam jej zdjęć z nornicą, którą przynosła do domu, ale jak na złość nie mogę znaleźć. Zamęczyła ją na śmierć, choć była jeszcze kociakiem
.
Lili i jej drugi synek - Mały, który z nią został ciągle polują na myszki, dlatego one nawet nie próbują zimować w domu mojego brata, najwyżej w garażu.
Pisałam gdzieś, jak Dajmon zamordował myszoskoczka i próbował go zjeść; byłam tak zbulwersowana, że miałam chęci na zdjęcia...
Mogę jeszcze opowiedzieć zabawną anegdotkę związaną ze strachem przed myszami. W trakcie drugiego roku studiów byliśmy na zimowisku (takim całkiem prywatnym) w Tatrach. Mieszkaliśmy na piętrowych łózkach w jednym pomieszczeniu u zaprzyjażnionego gazdy. Za to było tanio
. Gazda był przygotowany wyłącznie na goszczenie letników i zimą jego cały dom, poza izbą mieszkalną, był nieogrzewany. Dostaliśmy pokój za jego izbą mieszkalną, która była kuchnią i pokojem w jednym. W niej mieszkała cała jego sześcioosobowa rodzina- gaździna gotowała i zmywała statki, czworo dzieci odrabiało lekcje, a gazda oglądał telewizję albo spał. Jedynymi sprzętami były drewniane łóżka i różnej wielkości drewniane zydle, które w zależności od potrzeb (tzn wielkości użytkownika) służyły jako ławki lub stoły.
W tym pomieszczeniu był jeszcze wielki piec, który ogrzewał to pomieszczenie, na którym gaździna gotowała, w którym piekła i który takze ogrzewał nasz pokój oraz całkiem nowoczesą łazienkę, do której wchodziło się z pomieszczenia gospodarzy i z której myśmy też korzystali... Pamiętam jeszcze, że drewniany , belkowany sufit u gazdów był ozdobiony różnymi ozdóbkami z kolorowego papieru, a pod sufitem, na wszystkich ścianach, jeden przy drugim wisiały kolorowe malowane na szkle obrazki. Garderobę i książki rodzina przechowywała w innym, nieogrzewanym pomieszczeniu. Najzdziwniejsze zaś w tym wszystkim jest to, że był to ogromy, wielopokojowy (nieogrzewany) dom, a im wystaczała taka ograniczona przestrzeń życiowa.
Więc mieszkaliśmy w 14 osób różnej płci w ok. 18-metrowym pokoju za izbą gazdów, przez którą trzeba było przejść, by wejść do naszego pokoju. Podobnie było z łazienką- do niej też trzeba było przez pomieszczenie gazdów. Jeśli chodzi, o potrzeby fizjologiczne, poza ciepłą łazienką, był jeszcze zimny domek z serduszkiem, do którego dochodziło się z naszego pomieszczenia lodowatym drewnianym korytarzykiem i by dojść, nie trzeba było wychodzić na dwór, na śnieg, a tam można było sobie odmrozić cztery litery
. W tym lodowatym korytarzyku przechowywaliśmy swoje plecaki oraz się ubieraliśmy, by nie robić tego na oczach ogółu.
Ale nam nic nie przeszkadzało. Byliśmy młodzi i szczęśliwi, a gazda był człowiekiem o gołębim sercu
.
W naszym pokoju był spory kawałek kuchennego pieca z wielką wnęką. Którejś nocy coś zaszeleściło i nasza koleżanka zaczęła jęczeć, że to myszy...
Koleżanka ta z jednym z naszych kolegów mieli się ku sobie (ale to był sam początek sympatii). On był dobrym narciarzem, ona dopiero się uczyła. Wybrali się razem na Kasprowy i ona na jego cześć
zjechała za nim nartrostradą (ale o tym dowiedzieliśmy się później... ).
Było póżno i byliśmy źli oraz zdenerwowani, bo ich ciągle nie było (to działo się jeszcze przed erą komórek). Więc w ramach odprężenia wymyśliliśmy zemstę
We wnęce pieca i pod materacem łóżka koleżanki zainstalowaliśmy "myszki" z szeszczących papierków. "Myszki" były poruszane systemem cienkich sznureczków, które zostały dokładnie poukrywane, a ich końcówki znajdowały w łóżkach kilku osób. Koledze zmoczyliśmy w kroku spodnie od piżamy, przechowywał w tym lodowatym korytarzyku.
Wrócili około 23-ciej. Udawaliśmy, że już śpimy. włączyli światło, pokręcili się i wyłaczyli. Najpierw połozyła się koleżanka, potem kolega. Przyniósł z korytarzyka lodowatą piżamę i usiadł na swoim łóżku (a miał je pod moim) i nagle wydał z siebie na cały głos słowa - oooo Jezuuuu. Musiałam się mocno pogryźć żeby nie zatrząść łóżkiem ze śmiechu.
Kiedy i od się położył, ruszyły do ataku "myszy". Ale nie były agresywne, szeleściły sobie to tu, to tam, czasem jedna, czasem kilka... Koleżanka zaczęła piszcześ, "pobudziła" wszystkich, zaczęły się odzywać głosy, ze to myszy, w niej narastało przerażenie... W końcu włączyła światło, myszy ani śladu, połozyła się, mysie harce wróciły... Tak było ze dwie godziny
Dopiero ze 3 lata temu, przy okazji wspólnego spotkania, dowiedziała się co to za myszy były
DAK
Wysłany: Pon 14:20, 20 Paź 2008
Temat postu:
hajdi napisał:
Ta ryjóweczka, czy też norniczka wygląda na całkiem jeszcze młodą. Co się z nią stało? Przeżyła?
Gdy Portos ją przyniósł na taras już nie żyła. Nie wiem, czy to było jego dzieło, czy może znalazł martwą. Bardzo się jednak teraz cieszę, że ją potraktował tylko jako trofeum, a nie jako coś do konsumpcji. Bo przygoda jego małego przyjaciela Honzia (którego zdjęcie pokazałam chyba w wątku kocim) skończyła się tragicznie - znaleziono go martwego z nadgryzioną myszką koło niego.
Dlatego na razie o wyjazdach tam Portosa w ogóle mowy nie ma - świat natury będzie oglądał przez okno i ze swoich zaokiennych parapetów.
Gość
Wysłany: Pon 11:24, 20 Paź 2008
Temat postu:
Nie czuję zbytniej sympatii do nornic ("myszorów" jak nazywa je moja sąsiadka), bo podgryzły mi już niejeden piękny kwiatek.
Mimo to, kiedy zobaczyłam z tarasu jak któreś z tych zwierzątek zostało upolowane i natychmiast schrupane przez dużego burego kocura jakoś przykro mi się zrobiło.
W tym roku dużo kotów kręciło się po okolicy. Pewnie dlatego "myszory" darowały moim mieczykom
Gość
Wysłany: Pon 10:45, 20 Paź 2008
Temat postu:
Ta ryjóweczka, czy też norniczka wygląda na całkiem jeszcze młodą. Co się z nią stało? Przeżyła?
Opisywałam juz tu gdzieś jak uratowałyśmy taką nornicę przed naszym Bartem, który się z nią zabawiał, a jej się biednej ogonek zaplatał w trawę. Odczepiłyśmy ogonek a ona czmychnęła do norki, gdzie czekały młode
Nola
Wysłany: Nie 5:48, 19 Paź 2008
Temat postu:
Mateusz napisał:
Najpiekniejsza czescia ciala kota jest nosek -!!!!!!!
jaki Twoj Portos zadowolony:))))
jednak moja nauka nie poszla w las:)))))))))))))
Mateusz
Wysłany: Nie 2:25, 19 Paź 2008
Temat postu:
widac ze porzadny to kocurek;-)) i bedzie Tobie teraz pewnie czesciej przynosil takie niespodzianki:)
DAK
Wysłany: Nie 0:34, 19 Paź 2008
Temat postu:
Za 2 tygodnie skończy 2 latka. Waży 6 kg i ciągle go przybywa.
Mateusz
Wysłany: Nie 0:17, 19 Paź 2008
Temat postu:
jak takiemu kiciowi trzeba malo do szczescia, ile Portos ma lat? wyglada na dorodnego kocurka:))))))))))
DAK
Wysłany: Nie 0:10, 19 Paź 2008
Temat postu:
Mateusz napisał:
....... jaki Twoj Portos zadowolony:))))
No pewnie, to było jego pierwsze w życiu polowanie, przyniósł na taras pochwalić się. Patrzył się na mnie z radosną i dumną miną. Mnie było żal ryjóweczki, ale nie mogłam się na niego gniewać. Potem położył się koło niej i miał chyba zamiar przy niej zasnąć, tak jak dziecko z nowym prezentem.
Mateusz
Wysłany: Nie 0:04, 19 Paź 2008
Temat postu:
Najpiekniejsza czescia ciala kota jest nosek -!!!!!!!
jaki Twoj Portos zadowolony:))))
DAK
Wysłany: Nie 0:00, 19 Paź 2008
Temat postu:
Ja też miałam japońskie myszki, bardzo przyjazne były. Jak pojawił się w domu kot, to nie można było upilnować tych odwiecznych wrogów, by ich drogi w domu się nie skrzyżowały. Kot po prostu zapędzał je niestety. Nie robił im krzywdy, przynajmniej jemu się pewnie tak wydawało, ale ile można uciekać przed takim agresorem.
Poszły w inne ręce.
A Portos to przyniósł ryjóweczkę i Torca napisała, że "Wygląda jakby chciał jej zrobić sztuczne oddychanie".
Mateusz
Wysłany: Sob 23:19, 18 Paź 2008
Temat postu:
Nie boje sie myszy, Nola tak....ale podziwiam jej mame, ktora zostawia pulapki na myszki w domu (takie klateczki co sie zamykaja jak mysz wejdzie do srodka, nie zabijaja one ich)po czym wypuszcza taka zlapana mysze w pole:)
W sumie ogladalem niedawno program na dyscovery w ktorym to mowili, ze myszy sa slepe a ida zazwyczaj po zapachu swoich siuskow i dlatego to takie wazne zeby myc w domu czesto podlogi, wtedy myszy sa zdezorientowane.
Nie wiedzialem , ze one sa slepe;-) to bystre stworzonka ale jakos nie chcialbym miec ich w domu.
Gość
Wysłany: Sob 22:12, 18 Paź 2008
Temat postu:
Bart też przynosił upolowane na dworze myszki i kładł je na wycieraczce. Ja wprawdzie na niego nie krzyczałam, tylko wynosiłam do śmietnika, więc przestał przynosić i chwali c się trofeami. Widocznie uznał, że nie zasługuję na takie honory
anowi
Wysłany: Sob 21:36, 18 Paź 2008
Temat postu:
Aniu, mój Mruczek przynosił mi do domu polne myszki. Z niewinną miną kładł mi je jeszcze żywe pod nogi i czekał abym go za to pochwaliła .
Moje dzieci miały ubaw jak ....... krzyczałam
Gość
Wysłany: Sob 20:59, 18 Paź 2008
Temat postu:
Dlatego ja też nie będę próbować oswajać myszy. Tym bardziej, że na ósme piętro raczej nie docierają
Ta pani o której opowiedziałam ma kota , ale w stałym miejscu zamieszkania. Do domku go nie wozi.
Gość
Wysłany: Sob 20:54, 18 Paź 2008
Temat postu:
Też uważam, lęk przed myszami za irracjonalny. Moja mama reagowała dokładnie tak samo jak Twoja Ansiu. A myszki są takie milutkie, bezbronne i malutkie, co one mogłyby komu zrobić złego.
Kiedyś córka jako dziecko hodowała w 'akwarium' małe myszki japońskie. Niestety, w domu był również kocur Bart, którego te myszki bardzo interesowały, chyba dlatego krótko żyły, jedna dosłownie padła na atak serca. Dopiero po tym doświadczeniu dziecko przyznało mi rację, że kot i myszki w jednym mieszkaniu nie pasują.
Gość
Wysłany: Sob 20:35, 18 Paź 2008
Temat postu: Myszy
Oglądałam dzisiaj film, którego bohaterka panicznie bała się myszy (tym zaczął się jej obłęd). Film bardzo przykry, ale coś mi przypomniał.
Pamiętam, że moja mama także bała się myszy . Jak żywą mysz zobaczyła skakała na stół w panice.
Kiedy byłam służbowo w Rosji pewna tamtejsza pani inżynier wybiegła z zaimprowizowanej za szafami przebieralni w samych majteczkach z okrzykiem : "mysz prygła".
Ja nie odczuwam lęku przed myszami i wydaje mi się irracjonalny.
Zdziwiła mnie jednak ostatnio postawa skrajnie odmienna.
Pewna pani opowiadała mi, że w swoim letnim domku mieszka z dwoma myszkami. W stałym miejscu wystawia im jedzonko i wodę w miseczkach. Z zadowoleniem patrzy jak tam myszki podchodzą i się posilają. Powiedziała, że "nie czuje się taka samotna"..
W jakiejś audycji radiowej wysłuchała zachęty do takiego traktowania myszy (jak lokatorów). Mówiono, że jeśli myszki będą miały swoje miejsce to nie będą po całym domu zostawiać swoich śladów. Podobno to się sprawdza
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
Arthur Theme
Regulamin