www.anowi.fora.pl
FAQ
Szukaj
Rejestracja
Profil
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum www.anowi.fora.pl Strona Główna
->
Przegląd prasy
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Kontakt
----------------
Regulamin
Informacje
SATYRA POLITYCZNA
Powitania i życzenia
----------------
Witajcie!
Polityka
----------------
Polityka w tle
Przegląd prasy
Szkiełko
W Tyle Wizji
Pogaduchy na każdy temat
----------------
Codziennik
Wątek filozoficzny
Ciekawostki znalezione w necie
Bawmy się
----------------
Kawały
Strefa śmiechu
Zagadki, zabawy i iluzje
Sztuka i poezja
----------------
Malarstwo, rzeźba, ...
Wiersze
Nasze wiersze i wierszyki
Archiwalne wątki
Co w trawie piszczy
----------------
Świat wokól nas
Starocie
----------------
trochę historii
Sport
----------------
Ciekawostki sportowe
Hobby
----------------
Muzyka
Książka
Film
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
anowi
Wysłany: Wto 15:01, 26 Sie 2008
Temat postu:
Gorzkie gruzińskie pytania
25.08.2008, 12:48:53, Walerij Paniuszkin
"Dlaczego właściwie Gruzini, Rosjanie i Osetyjczycy muszą cierpieć tylko dlatego, że ich przywódcy nie są w stanie zawrzeć pokoju? Czy naprawdę Rosjanie tak lubią wojaczkę? Wydaje im się, że toczona gdzieś na Kaukazie wojna przyczyni się do wielkości Rosji i nigdy nie dotrze na próg ich domów?
Te i inne trudne pytania stawia Rosjanin, publicysta "Wiedomosti". Kryje się w nich odpowiedź na najważniejsze: kto ponosi odpowiedzialność za obecny konflikt?
Od chwili, gdy w Osetii Południowej wybuchła wojna, każdego dnia przychodzą mi do głowy kolejne wątpliwości. Nie chcą jakoś ustąpić, wręcz przeciwnie, jest ich coraz więcej.
Zacząć można od najprostszych, ot, od takiej artyleryjskiej epistemologii, która przychodziła mi do głowy, gdy patrzyłem na szkarłatne błyski towarzyszące na ekranie telewizora kolejnym salwom wyrzutni rakietowych "Grad". Nasze środki przekazu mówią, że strzelali Gruzini, CNN – że Rosjanie. Skąd i jak mam się dowiedzieć, kto strzelał? Jak można zweryfikować prawdziwość dwóch sprzecznych przekazów?
Poza tym jak rozmieszczono w Cchinwali osetyjskie punkty ogniowe? Czy to prawda, że stanowiska karabinów maszynowych znalazły się na dachach domów mieszkalnych? Jak szybko wojska gruzińskie weszły do Cchinwali? Już pierwszej nocy, jak podały rosyjskie media? A jeśli tak, kto ostrzeliwał i bombardował miasto jeszcze przez dwie kolejne doby? Czy to możliwe, żeby gruzińskie lotnictwo bombardowało własne odziały? A jeśli ostrzał prowadziły oddziały rosyjskie, które zamierzały wyprzeć Gruzinów z miasta, czy jesteśmy w stanie określić, ilu jego mieszkańców zginęło od kul gruzińskich, a ilu od rosyjskich?
Czemu mieszkańcy Cchinwali przesiedzieli w schronach aż trzy dni bez żywności, bez kropli wody? Dlaczego w mieście, które nie od dziś znajduje się w "gorącej strefie konfliktu", nikt nie był przygotowany do ataku? W Cchinwali nie było, jak się okazuje, ani schronów, ani najbardziej choćby żelaznych rezerw wody i leków. Kto był za to odpowiedzialny?
Dlaczego cały świat przekonany jest, że to Rosja zaatakowała Gruzję, a nie Gruzja Osetię Południową? Czyżby to George W. Bush albo Dick Cheney zmusili wszystkie środki przekazu do nagłaśniania tej wersji wydarzeń? Jak szatański musiał to być sposób, skoro nakłonili do tego również hiperkrytyczne wobec Białego Domu media amerykańskie?
Dlaczego prezydent Saakaszwili bezustannie stara się wyjaśnić swoje stanowisko i rację stanu w przemówieniach wygłaszanych po gruzińsku do współobywateli, a po angielsku do światowej opinii publicznej, podczas gdy prezydent Miedwiediew do tej pory nie przemówił – ani do nas, Rosjan, po rosyjsku, ani do świata po angielsku? Dlaczego w przypadku wybuchu wojny w Gruzji prezydent wygłasza orędzie do narodu, a w Rosji w tej sytuacji naród może sobie obejrzeć w telewizji, jak prezydent i premier siedzą w prezydenckim gabinecie i naradzają się nad przebiegiem działań?
Dlaczego Rosja de facto podjęła działania wojenne przeciw Gruzji, rozpoczęła bombardowania Poti i Gori, a jej flota wojenna otoczyła gruzińskie wybrzeże – i to wszystko bez wypowiedzenia wojny?
Dlaczego europejscy dyplomaci kursują z dokumentami o zawieszeniu broni między Tbilisi a Moskwą, między Saakaszwilim i Miedwiediewem? Czemu nikt nie pokwapi się z nimi do prezydenta Osetii Południowej Eduarda Kokojty? Czy nie jest czasem tak, że nikt na świecie nie wierzy, by miał do czynienia z konfliktem między Gruzją a Osetią Południową, że wszyscy przekonani są, iż jest to konflikt między Gruzją a Rosją?
Dlaczego w Abchazji żołnierze rosyjskich sił pokojowych, którzy mieli za zadanie rozdzielać zwaśnione strony, opuścili swoje stanowiska i pozwolili, by oddziały abchaskie weszły w bezpośredni kontakt bojowy z gruzińskimi? Skąd pogłoski, że na czele rosyjskich wojsk w Abchazji stanął generał Szamanow, znany ze swego – jak to ująć w możliwie delikatny sposób?– zdecydowania w prowadzeniu operacji ofensywnych? (gen. Władimir Szamanow, zwany powszechnie "szamanem", zasłynął z okrucieństwa podczas pierwszej ofensywy wojsk rosyjskich w Czeczenii w 1999 r. – przyp. Onet). Czemu Osetyjczycy żyjący w Moskwie masowo stawili się na manifestacje antywojenne, a zabrakło tam moskiewskich Gruzinów?
Pytania te – i wiele innych związanych z przebiegiem najnowszej wojny kaukaskiej – zadaję sobie właściwie bez przerwy. Chętnych, by mi na nie odpowiadać, są rzesze. Politolodzy, goszczący od świtu w audycjach telewizyjnych, posłowie do Dumy wypowiadają się bez cienia wątpliwości. Odpowiadają mi chętnie moskiewscy taksówkarze, którzy jaki wszyscy taksówkarze świata stanowią krynicę mądrości we wszelkich życiowych okolicznościach.
Ja jednak uparcie wolę zadawać pytania, z których najważniejsze brzmi: dlaczego właściwie, z jakiej racji Gruzini, Rosjanie i Osetyjczycy muszą cierpieć tylko dlatego, że ich przywódcy nie są w stanie zawrzeć pokoju? Czy naprawdę my, Rosjanie, tak lubimy wojaczkę? Kręci nas ta adrenalina, zapach kordytu i prochu, który tak uderza do głowy? Naprawdę wydaje nam się, że toczona gdzieś na Kaukazie wojna przyczyni się do wielkości Rosji i nigdy nie dotrze na próg naszych domów? Skąd w nas to przekonanie, że jeśli nawet gdzieś na południu wybuchł konflikt, od tego są przecież wojskowi – a my możemy dalej brać sobie nasze kredyty hipoteczne, urządzać urodziny dzieci w McDonaldzie i rozważać, jak udany był tegoroczny urlop i gdzie się wybrać, by przyszłoroczny okazał się jeszcze lepszy? Dlaczego nie przychodzi nam do głowy, że powinniśmy raczej bronić się przed pomysłami wojskowych?
I jeszcze ta niemożność zrozumienia, co tak naprawdę dzieje się w głowie wojskowego – i Rosjanina, i Gruzina. Czy pociągając za spust, na pewno zdaje on sobie sprawę, że to nie gra komputerowa z wyjątkowo udaną grafiką? Bo że nie jest to poemat Lermontowa, pewnie zdążył już zauważyć?"
Walerij Paniuszkin
źródło:
http://www.vedomosti.ru/
anowi
Wysłany: Wto 14:51, 26 Sie 2008
Temat postu:
Rosja - imperium odzyskane?
26.08.2008, 13:56:08, Jacek Dziedzina
To nie miała być tylko wojna o Gruzję i Kaukaz. Rosja testowała tolerancję Zachodu dla swoich imperialnych zapędów.
"Pierwszy tydzień wojny działał na korzyść Rosji. Milczały Niemcy, wstydząc się pierwszej reakcji swojego MSZ, oskarżającego Gruzję o naruszenie prawa. Jak tłumaczył „Gościowi” Thomas Urban, korespondent niemieckiej prasy, koalicja SPD-CDU jest podzielona w ocenie tej wojny. Poza tym, Angela Merkel planowała wizytę w Moskwie, a kultura dyplomatyczna nakazuje, by powstrzymać się od krytyki gospodarza przed wizytą. Milczała Wielka Brytania i Francja, choć ta druga w końcu zdecydowała się na mediację pokojową. Także USA w pierwszych dniach zareagowały dość niemrawo na rosyjską inwazję. Poza Polską, krajami bałtyckimi i Ukrainą, milczała cała reszta. Dla niektórych nawet kolejne ofiary, tysiące uchodźców i butne deklaracje Kremla nie były jeszcze dowodem na całkowitą kompromitację Rosji jako przewidywalnego i cywilizowanego partnera. Można było odnieść wrażenie, że ostre słowa prezydenta Kaczyńskiego, wypowiedziane w Tbilisi, spotkały się z bardziej zdecydowaną krytyką niż ludobójcze poczynania duetu Miedwiediew–Putin (z akcentem na P). Zachód zareagował ostrzej, kiedy okazało się, że Rosja nie ma zamiaru dotrzymywać żadnych porozumień pokojowych. A prezydent Miedwiediew ogłosił, że Rosja będzie gwarantem niepodległości separatystycznej Osetii i Abchazji „nie tylko na Kaukazie, ale i na całym świecie”. Co w języku dyplomatycznym oznacza po prostu: wycelujemy rakiety w każdego, kto będzie się temu przeciwstawiał.
Dwie strony medalu
Co kilka dni otrzymywałem z Gruzji dramatyczne SMS-y: „Jeszcze nie możemy wrócić do Gori. Pokazują w TV, jak Osetyjczycy obrabowują domy! Modlimy się!”. To relacje ks. Włodzimierza Aksentjewa z parafii w Gori. Kilka dni później pisze: „Rosyjska armia jeszcze nie wycofała się z Gori, jutro już druga niedziela bez Mszy św. w parafii. Modlimy się o rychłe zakończenie wojny”. Udało mi się porozmawiać z nim telefonicznie, w czasie gdy formalnie Rosjanie mieli wycofywać swoje wojska, a nadal dokonywali czystek wśród ludności. Panowała totalna dezinformacja. – Nie wiem, jak się pan do mnie dodzwonił – mówił zdziwiony, bo rzeczywiście kilka godzin zajęło przebijanie się przez uszkodzone sieci. Przebywał akurat w Tbilisi, gdzie uciekł z większością swoich parafian. – Niektórzy, starsi, zostali. Powiedzieli mi: może i zginiemy, ale zginiemy tutaj, w domu. Nie mogę się z nimi skontaktować, bo w mieście nie ma elektryczności. Nie mogą naładować swoich komórek – mówił z troską w głosie. Mimo iż sam stał się ofiarą ataku Rosjan, potrafi przyznać, że nic tu nie jest czarno-białe. Nie jest wyznawcą schematu: źli Rosjanie i dobrzy Gruzini. – Trudno mówić, kto jest bardziej winny. Pamiętam jeszcze jako młody chłopak, że Gruzini często traktowali Osetyjczyków z arogancją, wyśmiewali ich, zwalniali z pracy. A w tę nieszczęsną noc z czwartku na piątek Gruzini strzelali do Osetyjczyków w Cchinwali cały czas, jakby dostali szału – wspomina wydarzenia sprzed dwóch tygodni. Dla niego nie ma tu strony, którą trzeba nienawidzić. Liczy się jak najszybsze zakończenie wojny. Jedna z jego parafianek pracuje teraz w hotelu w Tbilisi, gdzie zatrzymali się dziennikarze. – Opowiedziała mi, jak pewien reporter wynajął gruzińskiego kierowcę. Pojechali w kierunku Osetii Płd. Osetyjczycy napadli na nich i chcieli zabić Gruzina, a dziennikarza wziąć do niewoli. Ale okazało się, że Gruzin był jakoś spokrewniony z jedną z osetyjskich rodzin. I puścili ich wolno, ale bez sprzętu i samochodu – opowiada ks. Włodzimierz. Kilka dni później mój telefon zastaje go w drodze do Gori. Próbuje dostać się do miasta, do tych, którzy zostali. Panuje jednak całkowita blokada na drodze. – Chcemy tam się dostać, ale dostajemy informacje o plądrujących domy Osetyjczykach i Rosjanach. Jeśli rzeczywiście tam są – to byłoby samobójstwo.
Zachód się budzi?
To tylko jeden z tysięcy obrazków dramatu, jaki przeżywali mieszkańcy małego państwa na Kaukazie. Ten dramat rozgrywał się mimo porozumienia o zawieszeniu broni, wynegocjowanego przez prezydenta Francji w Moskwie. Rosjanie nie tylko nie wycofali się od razu z Gruzji, ale sprawiali wrażenie, że jeszcze bardziej mobilizują wojsko. Z czasem do najbardziej dotkniętych wojną miejscowości dotarły konwoje z pomocą humanitarną. Gori okazało się niemal całkowicie wyludnione. ONZ podała również szacunkową liczbę uchodźców: ok. 158 tys. opuściło swoje domy z powodu działań wojennych. Większość z nich to Gruzini, którzy uciekli w głąb kraju. Ale dużą część stanowią także Osetyjczycy, którzy najczęściej uciekali do Rosji. Rosyjskie władze od dłuższego czasu robiły wszystko, żeby czuli się obywatelami wielkiego sąsiada. Wydawanie rosyjskich paszportów mieszkańcom Osetii było sprawdzonym od dawna środkiem realizacji starej zasady „dziel i rządź”, obliczonej właśnie na potencjalny konflikt.
Zachód zaczął się coraz bardziej irytować, kiedy z Kremla docierały sprzeczne komunikaty. Miedwiediew codziennie ogłaszał wycofywanie wojsk rosyjskich z Gruzji. Jednocześnie z butą oświadczył, że Gruzja może zapomnieć o integralności swojego terytorium. To znaczy musi liczyć się z tym, że Osetia Płd. i Abchazja będą jednak niepodległe, a Rosja będzie tego gwarantem. Krótko mówiąc: zabieramy wam spory kawał ziemi i nic wam do tego. Tę deklarację, podobnie jak inne „płomienne” przemówienia, Miedwiediew czytał z kartki. Widać tu wyraźnie, jak marionetkową postacią jest nowy prezydent Rosji. Wygląda jak człowiek, któremu Putin dyktuje wszystko, co ma powiedzieć. I w sumie wcale się z tym nie kryje.
Ale w tym momencie test tolerancji Zachodu zaczął wykazywać, że nie będzie jednak zgody na bezprawie Rosji. Coraz bardziej zdecydowane stanowisko USA przyniosło klimat wokół Gruzji. Także prezydent Francji zirytował się lekceważeniem przez Rosjan porozumienia, które on przecież wynegocjował. Sarkozy zagroził, że Rosja poniesie tego konsekwencje na poziomie relacji z UE. W końcu przemówiła kanclerz Niemiec, Angela Merkel, która najpierw dość łagodnie obeszła się w Moskwie z Miedwiediewem, później jednak w Tbilisi wyraziła się jednoznacznie: wojska rosyjskie za wolno się wycofują. I zadeklarowała, że Gruzja może w przyszłości zostać członkiem NATO. Co w sytuacji takiego konfliktu jest ważnym oświadczeniem.
Kto następny?
To, co jest oczywiste dla Polski, być może stanie się w końcu jasne także dla naiwnej Europy: że cała polityka dwóch kadencji Putina, a teraz Miedwiediewa, jest próbą odbudowy groźnego imperium. – To polityka powrotu na stracone pozycje imperialne – mówi „Gościowi” prof. Wojciech Materski, sowietolog z PAN. – Rosja po upadku ZSRR pozostała mocarstwem, ale regionalnym. Teraz Rosjanie złapali wiatr w żagle. Milczenie Zachodu ośmieliło ich do tego. Pomyśleli: jesteśmy już na tyle silni, a Zachód na tyle wystraszony, że możemy wrócić na utracone pozycje. Rosjanie pokazali w ostatnich dniach, że są silni i nieodpowiedzialni, zdolni do akcji bezpośredniej – uważa prof. Materski.
On także zgadza się z opinią, że Rosji nie chodzi tylko o Gruzję – odsunięcie od władzy Saakaszwilego, obsadzenie stanowiska kimś uległym Moskwie, a przez to przejęcie kontroli nad przepływem ropy i gazu z Azerbejdżanu. – Tu chodzi o jakąś większą akcję. To testowanie, na ile Zachód może zareagować, nie tylko w walce o kontrolę nad ropą, ale też w przyszłych potencjalnych konfliktach – uważa sowietolog PAN. Rosja, chociaż kompromituje się coraz bardziej w oczach największych europejskich rusofilów, w pierwszych dniach wojny wygrała milczenie Zachodu. To, niestety, efekt polityki głaskania, która nie zdała egzaminu. Elity na Zachodzie wierzyły dotąd, że współczesna Rosja jest bardziej niż kiedyś cywilizowana, demokratyczna itd. Ten mit runął. I takie przebudzenie jest Europie potrzebne. Dziś Rosja jest realnym zagrożeniem dla pokoju na świecie. Niedawne oświadczenie Kremla, że w odpowiedzi na tarczę antyrakietową w Polsce
Rosja wyceluje w nasz kraj swoją broń atomową, nie musi być – jak twierdzi Pentagon – czczą gadaniną. Trudno też nie patrzeć z niepokojem na Ukrainę i groźby pod jej adresem. Pretekstem do zbrojnej interwencji może być spór o flotę czarnomorską. Rosjanie dzierżawią od Ukraińców wybrzeże Morza Czarnego. Umowa kończy się w 2017 r. i Ukraina ani myśli dłużej tolerować tam flotę rosyjską. A Kreml nawet nie bierze pod uwagę możliwości wycofania się stamtąd. Jeśli Zachód nie będzie wystarczająco stanowczy teraz w Gruzji, dlaczego mielibyśmy wątpić, że Rosja posunie się dalej, ośmielona tą bezradnością świata?
Nie ma mocnych
Trudno mówić o konflikcie w Gruzji i o zagrożeniach ze strony Rosji bez szerszego kontekstu. – Trzeba pamiętać jeszcze o Iranie – mówi prof. Materski. – Zaognienie sytuacji wokół Iranu byłoby teraz najbardziej niebezpieczne. Rosja zdaje się mówić Stanom Zjednoczonym i sojusznikom: nie ważcie się na żaden nowy Irak, bo odpowiemy siłą – dodaje pracownik PAN. To wskazuje też na podstawową słabość wszystkich, którzy mogliby przeciwstawić się Rosji. Przecież zarówno USA, jak i duża cześć Europy mają na sumieniu albo inwazję na Irak i prowadzenie bezsensownej wojny, albo beztroską tolerancję i uznanie dla samozwańczego oderwania się Kosowa od Serbii. Jaką moralną legitymację do krytyki Kremla ma Waszyngton, Londyn czy Paryż po uznaniu rządu kosowskiego, który tworzą „byli” terroryści z UCK? Dlaczego Putin i spółka mają słuchać deklaracji Busha o „terytorialnej integralności” Gruzji, skoro prezydent USA lekkim gestem i szerokim uśmiechem zgodził się na naruszenie terytorialnej integralności Serbii? Jeśli w przypadku Kosowa Rosjanie ograniczyli się tylko do ostrego sprzeciwu słownego, to m.in. po to, żeby teraz bezczelnie wkroczyć do Gruzji, broniąc „prawa” do niepodległości dwóch samozwańczych „państewek”. Oczywiście że to zupełnie inne konteksty, ale konsekwencje podobne. Niestety, słabość Zachodu nie wynika tylko z rusofilii części elit w Europie, ale także z nieczystego sumienia w związku z polityką w innych
rejonach świata.
Są dwa światy
W ciągu ostatnich dwóch tygodni często włączałem kanał rosyjskiej telewizji. Oglądałem relacje z Osetii Południowej. Przekaz wszystkich z nich był jasny: napadli Gruzini, a rosyjska armia niesie pokój uciśnionym Osetyjczykom. Znamy to już choćby ze słownego majstersztyku Miedwiediewa, który mówił o „przymuszaniu Gruzji do pokoju”. Pomyślałem sobie o moich rosyjskich znajomych: Zhenya z Moskwy jest wziętym informatykiem, Natasha z Krasnodaru świetną anglistką. Na czym polega różnica między nimi a rówieśnikami w Europie Zachodniej? Że niby my jesteśmy wolni od propagandy? Nic z tych rzeczy. Różnica leży gdzie indziej: ja, chociaż „trzymam” z Gruzinami, wiem także, że i oni mają swoje na sumieniu w stosunku do Osetyjczyków. Zachodnie media, jednoznacznie krytykując Rosję, potrafią też wskazać okrucieństwo gruzińskich nacjonalistów. W rosyjskiej telewizji Zhenya i Natasha zobaczyli tylko pokrzywdzonych Osetyjczyków. Ani słowa o czystkach etnicznych, bombardowanych obiektach i plądrowaniu miast przez Rosjan i Osetyjczyków. W Polsce w mediach zastanawiamy się, czy gruziński przywódca jest przewidywalnym politykiem, skoro dał się sprowokować i wysłał do Gruzji żołnierzy, którzy z Osetyjczykami wcale nie poszli na wódkę, tylko strzelali, gdzie popadnie. Natomiast rosyjska telewizja nawet się nie zająknie o ludobójstwie autorstwa duetu Putin–Miedwiediew. Zachodnie media, mimo krytyki wobec Kremla, pokazały zdjęcia Gruzinów, strzelających do rosyjskich konwojów z pomocą humanitarną. W rosyjskiej telewizji nie znalazłem informacji o tysiącach gruzińskich uchodźców. Dlaczego o tym piszę? Bo martwię się o Zhenyę i Natashę – zakochanych w Putinie inteligentnych ludzi – co będą myśleć, gdyby konflikt gruziński rozszerzył się na resztę świata. Ostatnie wydarzenia, mimo obietnic zawieszenia broni i coraz większej stanowczości Zachodu, każą brać pod uwagę również i taki scenariusz, że współczesna Rosja jest gotowa do kolejnego szaleństwa. Bez słowa sprzeciwu młodej inteligencji."
Jacek Dziedzina
anowi
Wysłany: Wto 14:40, 26 Sie 2008
Temat postu: 26.08
Pracownicze getta dla przyjezdnych
Dla gastarbeiterów wydzielono w Moskwie „rezerwaty”. Pierwsze cztery miasteczka dla przyjezdnych pracowników pojawią się w niedługim czasie w południowo-wschodniej części miasta.
Ma być ładnie. Zgodnie z projektem, cudzoziemcy będą się osiedlać w stuosobowych miasteczkach wybudowanych z dwupoziomowych kontenerów. Przedsiębiorcy, którzy nie dysponują własną bazą mieszkaniową, będą mogli skorzystać z oferty miejskiej. Gastarbeiterzy będą mogli otrzymać oficjalne zameldowanie. Budowa miasteczek może rozpocząć się już jesienią tego roku.
Organizacje cudzoziemców w Moskwie do inicjatywy podchodzą nieufnie. Uważają, że zamknięcie w wydzielonych gettach, biorąc pod uwagę i tak już niechętny stosunek moskwian do cudzoziemców, wywoła jeszcze większą agresję i
------------------------------------------------------------------------------------
Rosja uznała niepodległość Południowej Osetii i Abchazji!
Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew w telewizyjnym wystąpieniu poinformował, że podpisał dekrety o uznaniu niepodległości Abchazji i Południowej Osetii.
Orędzie do narodu było transmitowane przez wszystkie państwowe stacje telewizyjne i radiowe. Prezydent oświadczył, że podpisując dekrety o uznaniu niepodległości Osetii Południowej i Abchazji kierował się wolą obu narodów, kartą Narodów Zjednoczonych, Aktem Końcowym KBWE z 1975 roku i innymi fundamentalnymi dokumentami międzynarodowymi.
"To nie był łatwy wybór" - powiedział, dodając, że była to zarazem "jedyna możliwość, by uchronić życie ludzi". Przed ogłoszeniem swojej decyzji Miedwiediew przeprowadził w swojej letniej rezydencji w Soczi specjalne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, poświęcone ocenie sytuacji w Gruzji.
Oskarżył też władze Gruzji o próbę - jak to ujął - unicestwienia narodu Osetii Południowej. Taki sam los - według niego - czekał też Abchazję.
PAP
------------------------------------------------------------------------------------
Białoruś wzmacnia kontrolę nad Internetem
- Żeby skorzystać z kafejki internetowej w Mohylewie, trzeba pokazać paszport. Dane klienta są spisywane. Dopiero po tym może skorzystać z Internetu - podaje niezależny białoruski portal internetowy Karta-97.
Według portalu, ten scenariusz działa w kafejce internetowej "Arsenał". Na razie w pozostałych miastach, w tym w stolicy, podobne przepisy nie obowiązują. Co prawda każdy użytkownik musi podać nazwisko, jednak nikt nie sprawdza dokumentów. Czy to tylko nadgorliwość lokalnych mohylewskich urzędników, czy sprawdzanie reakcji ludzi na zaostrzenie przepisów? Białoruscy eksperci od mediów nie mają na razie jednolitego zdania na ten temat. Jednak żaden nie wątpi, że w najbliższym czasie białoruskie władze podejmą próbę przejęcia kontroli nad Internetem, gdyż staje się on coraz bardziej wpływowym środkiem masowego przekazu.
------------------------------------------------------------------------------------
Cała Rosja pomaga Osetii
Według doniesień mediów, zbiórki darów dla mieszkańców Osetii Południowej przybierają w niektórych rosyjskich regionach formę administracyjnego przymusu. Nie ma nad nimi żadnej kontroli i nie wiadomo, na jaki cel zostaną naprawdę przeznaczone.
Tym, którzy odmawiają przelania środków na konto pomocy „ofiarom gruzińskiej agresji", grożą sankcje w postaci niewypłacenia premii lub zarobku za jeden dzień pracy - informuje Nowy Region. Wiele osób obawia się, że już zebrane środki na pomoc humanitarną zostaną rozkradzione i nie dotrą do adresatów.
Chęć wykazania się przed władzami jest sięga absurdu. W rosyjskim Krasnojarsku pewne przedsiębiorstwo przekazało milion rubli na konto dobroczynne, mimo że przeżywa nie najlepsze czasy i prawdopodobnie nie będzie mogło wypłacić najbliższej pensji swoim pracownikom.
Jeden z rosyjskich dziennikarzy zauważył przytomnie, że według oficjalnych danych w objętym pomocą regionie mieszka zaledwie 120 tys. ludzi, a według nieoficjalnych – od 30 do 70 tys. Jeżeli podliczyć, ile pieniędzy z pomocy humanitarnej przypadnie na każdego Osetyjczyka, może pojawić się pytanie, po co garstce mieszkańców Osetii tyle zarobków Rosjan? Zwłaszcza jeżeli wziąć pod uwagę, że lekarstwa, odzież, obuwie i żywność już do wszystkich dotarły i były - jak zapewniano - przydzielone sprawiedliwie każdemu wg listy.
Ksenia Biełowa
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
Arthur Theme
Regulamin