Autor Wiadomość
Kama
PostWysłany: Pon 22:42, 27 Lip 2009    Temat postu:

Wałęsę utożsamiamy z głową państwa, a ta wg nas powinna być nieskazitelna. powinno się rozróżnić: Wałęsa-polityk a WAłęsa- zwykły obywatel.
anowi
PostWysłany: Śro 16:36, 08 Kwi 2009    Temat postu: Dlaczego kłócimy się o wizerunek Wałęsy?



Piotr Śmiłowicz
06 kwietnia 2009 13:59

Groźby premiera pod adresem IPN w związku z nową biografią Lecha Wałęsy są przejawem politycznego cynizmu.

Naszą debatę publiczną w ostatnich dniach po raz kolejny rozpalił spór o przeszłość. I to rozpalił do temperatury niespotykanie wysokiej. Znów pojawiły się postulaty likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej, padły słowa o instytucie zdrady narodowej, niszczeniu legendy zrywu sierpniowego etc. A wszystko to z powodu wydanej przez wydawnictwo Arcana nowej biografii Lecha Wałęsy, autorstwa 24-letniego Pawła Zyzaka.

Dlaczego sprawa ta wywołuje takie emocje i mobilizuje najważniejsze instytucje państwowe do zapowiedzi politycznych działań? Dlaczego każe premierowi grozić prezesowi IPN zwolnieniem, choć Instytut z publikacją nie miał nic wspólnego? Dlaczego minister nauki wszczyna kuriozalną kontrolę na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie Zyzak zdobył dyplom?

Bo sprawa w istocie nie dotyczy książki o Wałęsie. To kolejna odsłona fundamentalnego sporu, prowadzonego niemal od początku III RP. Sporu o zakres rozliczeń z najnowszą historią, a także o środki używane w badaniu przeszłości.

Od początku wolnej Polski bardzo silna była opcja, niechętna zbyt głębokiemu grzebaniu w historii PRL. Argumenty sprowadzały się do przekonania, że zbyt wnikliwe zajmowanie się przeszłością może się stać wstępem do rozliczeń, a te mogą zburzyć konsensus wokół przemian. Ten argument dominował przede wszystkim na początku lat 90. Potem niechęć do badania przeszłości zaczęto wyrażać nie wprost, ale np. przez krytykę tych, którzy w badaniach korzystali z dokumentów byłej SB.

Drugim argumentem używanym przez przeciwników grzebania w przeszłości była obrona dobrego imienia instytucji i postaci z najnowszej historii. W ostatnim okresie skupiło się to przede wszystkim na Lechu Wałęsie, który z naturalnych powodów uchodzi za symbol Solidarności i przemian ustrojowych. W imię tej obrony sprzeciwiano się negatywnym tekstom o Wałęsie. Choć nigdy nie wyrażono tego wprost, zwolennicy takiego myślenia stali na stanowisku, że w imię ochrony ikony Solidarności należy przemilczeć mniej chwalebne momenty z jego biografii.



Najbardziej wpływowym przedstawicielem tego antyhistorycznego nurtu była i jest „Gazeta Wyborcza”. Ostatnio również zdecydowanie stanęła w obronie Wałęsy, choć na początku lat 90., gdy walczył o prezydenturę i sprawował najwyższy urząd, traktowała go bez taryfy ulgowej. Sojusznikami „Wyborczej” są przedstawiciele postkomunistycznego SLD i prezydent Aleksander Kwaśniewski, który ostatnio nazwał IPN instytutem zdrady narodowej.

Istniał też oczywiście drugi obóz. Tworzyli go ci, którzy uważali, że trzeba badać przeszłość, niezależnie od tego, ile w efekcie pomników trzeba będzie zburzyć i ile legend Polaków nadwerężyć. I ten obóz nie był wolny od patologii. Pojawiała się w nim tendencja do wykorzystywania nowych odkryć historyków we własnej „polityce historycznej”, mającej często dezawuować niektóre ikony III RP.

Nie ulega wątpliwości, że to akceptacja dla pełnej otwartości badań historycznych jest postawą uczciwszą. Praktyka przemilczania niewygodnych faktów z historii nigdy nie opłaciła się na dłuższą metę. Dziś już nikt przecież nie postuluje, by w powstających nowych biografiach Józefa Piłsudskiego przemilczać jakieś wątki „w imię obrony narodowego symbolu”. Nikt przy zdrowych zmysłach nie postuluje też, by przy badaniu historii II wojny światowej nie analizować archiwów gestapo tylko dlatego, że są to dokumenty wytworzone przez policję polityczną.

Stąd całkowicie niesłuszne i absurdalne są postulaty zamknięcia IPN, często współistniejące ze sprzecznymi postulatami otwarcia archiwów dawnej SB lub przeniesienia ich do archiwów państwowych. Przecież IPN powstał właśnie z uwagi na specyfikę zgromadzonych tam dokumentów, które powinny być ujawniane z rozmysłem i przy wykorzystaniu szczególnych procedur. Zresztą już dziś dokumenty te są w istocie jawne, bo nieograniczony dostęp do nich mają wszyscy historycy i dziennikarze. W związku z tym wysuwanie radykalnych postulatów wobec IPN musi rodzić pytania o czystość intencji postulujących.



Podstawowym kryterium oceny IPN powinna być rzetelność badań i publikacji. Akurat w rozpalającej emocje sprawie Lecha Wałęsy Instytutowi niewiele można zarzucić. Głośna książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa”, choć zawierała drobne niedociągnięcia, w zasadzie była rzetelną pracą naukową. A sam Wałęsa nie potrafił odnieść się do przedstawionych tam dokumentów czy podważyć ich wiarygodności. Nie odniósł się też do najbardziej zawstydzającego dla niego fragmentu książki, opisującego niszczenie dokumentów TW Bolka wówczas, gdy był prezydentem.

Zawartych w książce informacji nie podważyli też jego obrońcy z obozu antyhistorycznego. Niechęcią do analizowania historii najnowszej posługiwali się oni bardzo wybiórczo. Odnosili ją tylko do PRL i jego ciemnych plam. Gdy jednak sprawa dotyczyła na przykład stosunków polsko--żydowskich, wówczas wszelkie badania uznawali za dopuszczalne. Widać to było choćby przy okazji odbioru książek Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi” czy „Strach”. Jak na ironię niechęć do tego tematu odczuwało za to wielu zwolenników badania historii PRL, argumentując, że wszelkie pisanie o winach Polaków w stosunku do Żydów to „szkalowanie narodu polskiego”. Co również było absurdem.

Książka Pawła Zyzaka wykazuje zresztą wiele podobieństw do publikacji Grossa. Zyzak tak jak Gross oparł się w dużym stopniu na „historii mówionej”, czyli relacjach świadków. Wielu krytykującym Zyzaka za przyjętą metodę nie przeszkadzało stosowanie jej przez Grossa.

Tak jak u Grossa, u Zyzaka jest wiele nieścisłości. Wielu zasłyszanych relacji autor nie sprawdził w dokumentach. Jego zasługą jest jednak to, że zdecydował się na badanie tematu dziewiczego, jakim było dzieciństwo i wczesna młodość Lecha Wałęsy. Dotąd okres ten był znany tylko z relacji samego zainteresowanego. Najwyraźniej historycy z tzw. nazwiskami bali się tego tematu, skoro zabrał się do niego dopiero młody człowiek.

Stąd polityczny taniec wokół IPN jest bardziej niż skandaliczny. Można zrozumieć SLD, dla którego od dawna Instytut jest solą w oku. Ale jeśli restrykcje wobec IPN zapowiada premier Tusk, który niedawno popierał otwarcie jego archiwów – jest to zdumiewające. Tym bardziej że akurat w sprawie Zyzaka IPN, nawet dla przeciwników badania historii, nic nie „nabroił”.

Rozumiem, że premier chciał wykonać gest lojalności wobec Lecha Wałęsy albo bał się utraty wyborców lewicy przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Jeśli jednak z takich powodów zakwestionował programowe imponderabilia PO, trudno to nazwać inaczej niż politycznym cynizmem.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group